Detoks to dla mnie czas oczyszczania organizmu, zmiany nawyków żywieniowych i okres poszukiwań. Po historii z limfą i bieżnią (p. wpis „Cuda się zdarzają, ale chodzić trzeba”), staram się nie tylko przyjmować do wiadomości zalecenia dietetyka i lekarza, ale dotrzeć do sedna i dowiedzieć się „dlaczego”.
Zobaczyłam, jak wiedza zmienia świadomość i nasze – trudne do okiełznania – przyzwyczajenia, nawyki, zachowania. Wiedzę czerpię z książek i artykułów, a w praktyce zaczynam chodzić na bieżni, ćwiczyć callanetics, jeść ryby, kapustę, rodzinie serwuję jaja i niepostrzeżenie dla domowników eliminuję mięso. W poszukiwaniu zamiennika mięsa – wartościowego źródła białka, odkryłam ciecierzycę (zwaną cieciorką lub grochem włoskim), która „kupiła” mnie swoim bogactwem elementów, smakiem i różnorodnością zastosowania. Po kolei. Ciecierzyca jest rośliną strączkową, jedną z najstarszych uprawianych przez ludzkość (podobno jej historia ma 5 000 lat, ale kto by to pamiętał!). Zawiera 25% białka o korzystnym składzie aminokwasowym; jest dobrym źródłem ważnych witamin takich jak ryboflawina, niacyna, tiamina, kwas foliowy oraz wapnia, magnezu, fosforu, potasu i żelaza. Zawiera znaczne ilości błonnika, zwłaszcza frakcji nierozpuszczonych, które zmniejszają ryzyko zachorowania na raka jelita grubego. Wspomaga trawienie oraz obniża poziom glukozy we krwi, przydatne w leczeniu cukrzycy. Zawarte w niej nienasycone kwasy tłuszczowe, takie jak kwas linolowy i kwas oleinowy poprawiają gospodarkę lipidową, korzystnie wpływają na śledzionę, trzustkę i żołądek. Ma też pozytywny wpływ na niektóre z najważniejszych chorób człowieka, takich jak choroby serca, cukrzycy typu 2, choroby układu pokarmowego i niektórych nowotworów. Mnie to przekonało. Szukając przepisów uświadomiłam sobie, że ciecierzycę znam od dawna, gdyż jest ona bazą falafela i humusu (kuchnia arabska) i wyrabia się z niej mąkę zwaną chana (kuchnia indyjska). Falafel i humus jadłam w restauracjach greckich i libańskich, z mąki chana – hinduskie pierożki – samosy. Jednak ciecierzyca nigdy nie zagościła w mojej domowej kuchni. Postanowiłam to zmienić. Najprostszym z wszystkich przepisów wydawał się humus, dlatego zaczęłam od przygotowania pysznego „smarowidła”. Składniki:
- 2 puszki ciecierzycy w zalewie,
- 3 zmiażdżone ząbki czosnku,
- oliwa extra virgin,
- 4 łyżki soku z cytryny,
- sól morska,
- 10 dkg pasty tahini (pastę można kupić; ja zrobiłam ją sama miksując 10 czubatych łyżek lekko sprażonych ziaren sezamu z 2 łyżkami oliwy i 2 łyżkami oleju sezamowego; pasty wyjdzie trochę więcej, więc trzeba zważyć)
- jako dodatki: suszone pomidory, koncentrat pomidorowy, świeża kolendra.
Przygotowanie jest banalne, bo polega na zmiksowaniu wszystkich składników (ciecierzycę z puszki należy odsączyć). Konsystencja powinna być gładka i lekka, dlatego dodałam trochę wody (z wyczuciem). Powstałą masę podzieliłam na 2 części, z których jedną doprawiłam suszonymi pomidorami i 2 łyżeczkami koncentratu pomidorowego (zmiksowałam), a drugą – świeżą kolendrą. Rodzinie posmarowałam humusem kanapki a sama zjadłam jako dip do papryki i selera naciowego. Dzieci były zachwycone, szczególnie pomidorowym, także mamy już alternatywę szyneczki i żółtego sera. W planach – kotleciki z ciecierzycy, ale o tym – w swoim czasie.
Źródło: http://marzenamrozowicz.zawszezdrowi.pl/2014/05/nie-posmarujesz-nie-pojedziesz/